wtorek, 24 marca 2015

Legenda o siei wigierskiej.



A teraz o tem skiela we Wigrach sieja siewzieła.

Kameduli przyjechali z bardzo dalekiego kraju, były nim Włochy. Pośród nich był brat Barnaba, który zajmował się kuchnią. Jego głównym obowiązkiem było przygotowanie posiłku dla przeora. Barnaba miał codziennie ten sam problem: „co przygotować przeorowi na obiad?”. Owo „coś” nie mogło być byle jakie. Powinno bowiem odróżniać się od zwykłych dań biedoty wiejskiej.

Pewnego wieczoru nieopodal kuchni, gdzie siedział braciszek Barnaba, przechodził przeor. Poczuł aromat potraw, które podziałały na jego wyobraźnię. Pomyślał, że chętnie „coś” by zjadł. Cóż, była już późna noc. Przeor zdawał sobie sprawę z tego, że nie może mieć o tej porze zbytnich wymagań. Zapytał więc zapobiegawczo Barnaby o to, co mu jutro zrobi na obiad. Kucharz odpowiedział, że jutro jest post, więc będzie ryba.

 - A jaka ryba?- dopytywał przeor.

Barnaba zaczął po kolei wymieniać wszystkie ryby, które można było w Wigrach złowić. Niestety, przeor tylko kręcił głową i kiedy Barnabie zabrakło już pomysłów, przeor powiedział:

- Wiesz, co bym chętnie zjadł? …sieję!

W umyśle Barnaby zrodziło się pytanie: „skąd niby wezmę dla przeora sieję, kiedy tutaj jej nie ma?!". Myślał i myślał. Wszyscy pogrążyli się w błogim śnie, a on w dalszym ciągu siedział w kuchni, spoglądając na jezioro. Bezustannie powtarzał: „Sieja, sieja…”. Najprawdopodobniej Przeor powiedział to ot tak sobie, ale dla Barnaby nie zrobienie jego wymarzonego posiłku, równałoby się z ujmą na honorze. Wreszcie, powiedział na głos:

- Już bym i samemu diabłu duszę oddał, byle tę sieję dostać na jutrzejszy obiad!

Licho ma dobre uszy, diabeł wnet się zjawił. W gruncie rzeczy też daleko do Barnaby nie miał, bowiem siedział nieopodal i czekał tylko na to, aby zwieść na pokuszenie jakiegoś zakonnika. Kiedy Barnaba wymówił ostatnie słowo, diabeł wpadł przez okno. Pokłonił mu się aż do ziemi, po czym przemówił:

- Bardzo dobrze, że mnie przywołujesz. Nikt inny nie jest bowiem w stanie spełnić twojego życzenia. Tylko ja mogę to uczynić…- zaczął.

Barnaba zląkł się. Chociaż doskonale wiedział, że z diabłem lepiej nie wchodzić w interesy, do umysłu napłynęła mu pewna myśl: „Przechytrzę to diabelskie pomiotło, będę mieć sieję i duszy nie utracę!". W międzyczasie diabeł wyszykował cyrograf i podsunął kucharzowi pod sam nos:

- Podpisz tylko, a jutro na obiadek twój przeor będzie jadł świeżutką sieję.- kusił.

Barnaba widzi, że nie są to przelewki, lecz postanawia brnąć dalej.

- Dobrze. - mówi - Podpiszę, ale pod pewnymi warunkami: Sieję przyniesiesz mi z samych Włoch, żywą i świeżutką, zupełnie tak, jakby była prosto z wody wyciągnięta. I pamiętaj… jeżeli przed świtem nie będzie ryby na tym stole, nasza umowa jest nieważna.

Diabeł zaczął sie krzywić i grymasić. To za daleko, noc jest za krótka i nie zdąży. Ostatecznie przystał na żądania Barnaby, jednak w rzeczywistości owa akceptacja warunków była jedynie przykrywką, aby skłonić kucharza do podpisu cyrografu.

Barnaba wtenczas pomyślał: „Zamarudzi diabeł i nie zdąży, a jak tylko na jutrznię zadzwonią, nie dostanie mnie już w swoje łapy”. Podpisał więc cyrograf, po czym zwrócił się do diabła:

- Idź, nie trać już czasu. Do świtu pozostała zaledwie godzina…

- Za godzinę już tutaj będę! - wrzasnął posłaniec ciemności i wyleciał przez okno.

Barnaba wyjrzał szybko za nim, ale nie było go już widać. Zupełni tak, jakby rozmył się w ciemności. Jedynie wiatr hulał nad jeziorem.

Kucharz zląkł sie straszliwie, cóż uczynił!? Chciał oszukać diabła, lecz to on prawie miał jego duszę w garści. Zaczął potwornie lamentować, tłukł głową o ścianę i nasłuchiwał powrotu posłańca ciemności. Przeor usłyszał jego płacz, błyskawicznie udał się do niego i zapytał:

- Co tobie, bracie Barnabo? Czemu tak strasznie narzekasz?

- Jak mam niby nie płakać, kiedy diabeł za chwilę po moją duszę przyjdzie!?- mówił zrozpaczony, po czym opowiedział o wszystkim przeorowi.

Przeor najpierw go skrzyczał, że dla marnej ryby oddał swoją duszę na wieczne potępienie. Jednak bardzo żal mu było kucharza, zasmucił się. Poczuł się winny, że dla jego zachcianki, Barnabę diabli do piekła porwą. Powiedział mu więc:

- Nie smuć się bracie Barnabo. Dobry Bóg zmiłuje się nad nami i jakiś ratunek przyśle.

Pocieszywszy kucharza, wyszedł i począł chodzić zamyślony po korytarzach. Zastanawiał się, w jaki sposób mógłby przechytrzyć diabła. Zaszedł aż na wieżę klasztorną. Nie wiedział, że tuż za nim idzie anioł stróż Barnaby.

Kiedy z wysokiej wieży spojrzał na jezioro, dojrzał nad samą taflą wody nisko lecącego diabła. Krzyknął przerażony, po czym szybko przeżegnał się. Nagle, anioł Barnaby szepnął mu do ucha:

- Łap za sznur i dzwoń ile sił, tylko prędko!

Posłuchał przeor anioła i zaczął dzwonić na jutrznię, choć było przed czasem. Uwiesił się u sznura i rozkołysał dzwon. W klasztorze zrobił sie ruch. Ojcowie zaczęli iść do kaplicy na modły, a Barnaba w swojej kuchni upadł krzyżem. Dziękował Bogu za ratunek. Kiedy diabeł usłyszał dzwony, będąc wówczas już bardzo blisko okna, zazgrzytał zębami ze złości. Nie mogąc już nic uczynić Barnabie, albowiem do klasztoru nie miał już wstępu, ścisnął pazurami biedną sieję i wrzucił ją do jeziora.

Od owego czasu, ryba zwana sieją, na dobre zagościła w Wigrach. Diabeł nigdy nie podarował sobie tego, że dał się zwieść zakonnikom, dlatego każdej nocy lata nad taflą jeziora i jak dmuchnie w wodę, pojawia się ogromna fala. Znika jeszcze zanim dosięga brzegu.

Od następnego postu bierzemy się za Wiżajny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz